sobota, 26 stycznia 2008

z wizyta u Cioci Bo

godz. 7.23
probowalam wczoraj wieczorem napisac pare slow, ale zasnelam przy komputerze i obudzilam sie przed chwila.
jestem u cioci w huntington beach. wczorajszy pociag zajechal do santa ana z 30-minutowym opoznieniem (nawiazalam przy tej okazji rozmowe z wspolpasazerka, ktora na kazde moje zdanie reagowala stwierdzeniem 'WOW' - interesujace...). na dworcu zostalam przywitana pieknym kwiatem, po czym wsiadlam do samochodu i dojechalysmy na miejsce. Ciocia przygotowala przepyszny obiad (zupa lobsterowa, warzywa gotowane, salata z kumkwatem, pieczone ziemniaki i poledwiczki wieprzowe), deser i szampana(!). zjadlysmy, pogadalysmy i padlysmy obie jak kawki (a przynajmniej ja) ok. godz.22.
leze jeszcze w lozku, obok mnie lezy kot i domaga sie notorycznego glaskania, warczac jak traktor. raj. jak dobrze nie byc w hotelu....
musze sie umyc, zjesc sniadanie i jedziemy na podboj los angeles.

Brak komentarzy: