poniedziałek, 14 stycznia 2008

niu jork placze...

godz. 0.29
jestem kompletnie przemoczona, buty mi piszcza, spodnie zrobily sie szesc razy dluzsze.
z zapowiadanego sniegu nici, ale za to pojawil sie deszcz. pada i pada, i przestac nie chce. niu jork nie powital mnie zbyt laskawie, co bardzo komplikuje moje jutrzejsze plany wycieczkowe. postanowilam sie jednak nie poddac. gdyby deszcz byl jeszcze gorszy, kupie kalosze. co zobacze, to zobacze, a czego nie zobacze - zobacze NASTEPNYM RAZEM.
autobus podrzucil nas dzisiaj na tajms skuer. wraz z jonem i kauru przeszlismy sie do grand terminal, mijajac po drodze slizgawke przy bryant park (slizgawka marzyla mi sie od LAT, czynna jest do wtorku, ale jak tu skorzystac, jesli pada....). w przypadkowym pubie przy madison avenue zatrzymalismy sie na piwo (ja wypilam herbate!) i kanapki. herbate wypilam jednym duszkiem i odlaczylam sie na chwile. mape nowego jorku znam od paru tygodni na pamiec, wiec skaczac przez kaluze udalo mi sie dosc szybko dobiec na fifth avenue, gdzie we mgle tonal empire state building.
jesli nie przestanie padac, bede musiala kupic jutro parasol, zeby moc robic zdjecia w deszczu. dzis mialam jednak szczescie. na pustej piatej alei, widzac mnie ze statywem, podszedl pan z parasolka i przez caly czas robienia zdjec sluzyl mi za dach. okazalo sie, ze pan jest z londynu (dziwne!!!).
po kolejnej herbacie, piechotka na times square, gdzie dopstrykalam ostatnie zdjecia przed odjazdem autobusu. hmmm... wypilam tez kolejna kawe. nie wiem, czy rozsadnie pic kawe o polnocy, ale raz sie zyje.
nie wiem tez, co wyjdzie z jutra, ale wyruszam pomimo wszystko rano. co by sie nie mialo dziac, mam zamiar zjesc na sniadanie nalesniki z syropem klonowym. wieczorem mamy tez rezerwacje w klubie jazzowym. reszta stoi pod znakiem zapytania.
ps. kupilam zapas wody "poland water", ktorej jest tu zatrzesienie. nie ma ona jednak nic wspolnego z NASZA polska. tutejsza polska jest w stanie maine.



Brak komentarzy: