godz. 21.34
jestem w domu. w opolu. na lozku lezy kot, a ja zbieram sie do spania. jestem kompletnie nieprzytomna - 9-godzinna roznica czasu robi swoje.
ze stanow przylecialam do londynu wczoraj, a dzisiaj, w wielkiej tajemnicy przed wszystkimi wsiadlam w samolot. o 11.30 przylecialam do katowic (przy wchodzeniu do samolotu spotkalam kube jakowicza, ku wielkiemu zaskoczeniu nas oboje), a z katowic pociagiem przyjechalam w rodzime strony. na stolowce w bursie szkol artystycznych zaskoczylam rodzicow i sama sie przy tym ze wzruszenia poplakalam. tego mi bylo trzeba - domu. chocby i tylko na dwa dni. pod wieczor pojechalysmy z mama do korfantowa, gdzie aktualnie na rehabilitacji przebywa babcia. babcia na moj widok prawie dostala zawalu ze szczescia:)
zjedlismy wlasnie pyszna kolacje i mysle, ze czas na mnie. nie spalam od ponad dwoch dni, czuje sie i wygladam jak zombie. kuszaco. opisuje wciaz zdarzenia z ostatnich dni podbijania ziemi amerykanskiej, ale blagam o cierpliwosc. trzeba mi teraz snu. postaram sie zamiescic zalegle bazgroly i wybitne, bure fotografie jutro.
gudnajt.
środa, 30 stycznia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz