
godz. 1.11
jestem w seattle, co znaczy, ze przygoda na alasce oficjalnie dobiegla konca.
do vancouver przybilismy dzisiaj ok.7.30 i juz 40minut pozniej bylam na brzegu (zapisalam sie na express walk off). wszystko bylo coprawda o tej porze zamkniete, poza starbucksem przy robson street, gdzie kupilam kanapke na potem i moje tradycyjne caramel frappuccino. z kawa w reku uskutecznilam spacer w strone stanley park, gdzie zaplanowalam zwiedzenie akwarium oraz przystanek przy totemach. plan calkiem przyjemny, ale jak zwykle z realizacja gorzej. napatoczyla mi sie po drodze wypozyczalnia rowerow i nie moglam sobie odmowic przyjemnosci pojezdzenia na dwukolowcu (uwielbiam!!!). pare kwitkow do wypelnienia i 5 minut pozniej siedzialam juz na

resorowanym siodelku 7-przerzutkowego cruisera, a jeszcze dwie minuty pozniej bylam juz nad brzegiem oceanu. jesli mi ktos powie, ze jest cos lepszego, niz jazda na rowerze w piekny, sloneczny dzien, z leciutkim wiatrem na twarzy - nie uwierze. pelnia szczescia. jechalam tak sobie spokojnie, szczerzac sie z radosci do siebie i planowalam objechac caly stanley park naokolo (jest to wyspa), ale, debil, nie sprawdzilam, w ktorym momencie musze odbic z trasy. dzieki nie odbiciu w pore zatoczylam olbrzymie kolo i w rezultacie na glodniaka, bez sniadania przejechalam dokladnie 37km, w czym spora czesc pod gore. mozg na wakacjach....
przepocona, usmiechnieta i lekko wyglodniala oddalam rower i

udalam sie w strone centrum, gdzie w pierwszej kolejnosci kupilam krotkie spodenki na zmiane - dzieki rowerowi wygladalam, jakbym miala problemy z trzymaniem moczu:) ok.12 spotkalam sie z lukaszem, ktory zszedl akurat na pare godzin ze statku. pochodzilismy troche, zjedlismy obiad i ... wpadlam na dorote i pawla, ktorzy przyjechali po mnie do vancouver i przypadkiem byli wczesniej. pozegnalam sie z lukim, po czym w zwiazku z pieknym dniem pojechalismy w trojke do ... akwarium. nie mialam zbyt wiele czasu i oblecialam wszystko raczej jak torpeda, ale spedzilam pomimo to przy wydrach, umierajac z zachwytu - sliczne!!! po wizycie w akwarium wpakowalismy sie z powrotem do samochodu i siup, do stanow. przekroczenie granicy bez problemow, w domu na kolacje tortillas, a teraz czas na sen. jutro zwiedzam seattle.
gudnajt
ps. vancouver bardzo ladne. w centrum duzo wiezowcow, wszystko zadbanem czyste. sprawia wrecz wrazenie ekskluzywnego, o nieco europejskim charakterze.
ps.2. dodalam kolejne zdjecia do poprzednich wpisow.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz