piątek, 6 czerwca 2008

cztery kraje w cztery dni

godz. 12.50
nie najpozniejsza to pora dnia, a jestem na nogach juz od godzin dziesieciu. przed chwila dotarlam do mieszkania w sydenham hill w londynie i probuje nie zasnac. wiele jeszcze dzisiaj do zrobienia.
zrobie sobie zaraz sniadanie z resztek, ktore mam w plecaku - jakies wloskie, litewskie i polskie okruchy. do tego moze jakies malezyjskie kluski.
trzy dni temu gralismy z royal philharmonic koncert w brescii (wlochy), dwa dni temu w wilnie, a wczoraj w lodzi. na zwiedzanie czegokolwiek nie bylo czasu, jak zwykle. w brescii zdazylam zjesc przed koncertem prawdziwa, cieniutka, moja ulubiona pizze z anchovis, prawie spozniajac sie na koncert (skonczylismy jesc o 20.30 dokladnie, a o 20.45 bylismy juz na scenie, pare ulic dalej). w wilnie czasu wolnego mialam 25 minut - starczylo na pokazanie znajomym kapliczki matki boskiej ostrobramskiej oraz na wizyte w superkmarkecie (kabanosy, chleb z kminkiem, ser bialy, sok kubus(!)). w wilnie na szczescie bylam juz pare razy, wiec nie mialam az takiego w srodku zalu z powodu braku czasu. jesli chodzi o lodz, czasu bylo nieco wiecej (co nie znaczy, ze duzo), dzieki czemu zabralam pare osob do karczmy 'u chochola', gdzie zjedlismy wszystko, co tylko polskie. golonka, kotlet z oscypkiem, barszcz z uszkami, zur z kielbasa, kwasnice, baranine, mloda kapuste, golabki, wszystkie rodzaje pierogow, watrobke, gulasz, etc.
co najlepsze - wszyscy jedzeniem zachwyceni - misja zakonczona sukcesem.
na koncert lodzki przyjechala moja familia, w postaci mamy, taty i babci - siedzieli dumnie w sektorze dla gosci specjalnych, dzieki wydebionym przeze mnie od organizacji biletom. koncert filmowany byl przez TVP2 i robilam wszystko, zeby nie wpasc przypadkiem w kadr (conie udalo sie juz przy pierwszej probie na zapleczu). niestety, dyrygent amerykanin, pochodzeniem z lodzi, dowiedzial sie, ze gramy w moim kraju ojczystym i przy oklaskach publicznosci wreczyl mi na scenie bukiet kwiatow, ktore sam dostal chwile wczesniej z okazji koncertu. caly plan pozostania w cieniu strzelil w leb. co zrobic.
dzisiaj misja specjalna - jade do centrum w celu nabycia spiwora i wymiany funtow na dolary. wakacje w stanach zblizaja sie szybkimi krokami.
jesli chodzi o dni nastepne, jutro koncert pod londynem, a pojutrze wylot do moskwy na trzy dni. co sie bedzie dzialo i jakie beda tego konsekwencje, nie mam pojecia. tyle moge powiedziec na dzisiaj.
orewuar

Brak komentarzy: