sobota, 21 czerwca 2008

mount reinier w pelnej okazalosci

godz.23.31
najadlam sie przed chwila nieprzytomnie kalmarow, mieczakow (tak wg slownika nazywa sie po polsku 'clam') i lodow, i padam. zrobilysmy sobie wieczorem z dorota dzien dziecka i wydalysmy pare dolarow na ubrania, a przy okazji mialam okazje sprobowac prowadzenia samochodu w ameryce. przepisy drogowe, jak sie okazuje, nieco inne, ale to pikus. gorsza sprawa, to przerzucenie sie z diesela na benzyniaka, ale tak latwo sie nie poddam.
mialysmy w drodze powrotnej do domu mala przygode pt. jazda pod prad - wszystko przez samochod przede mna, za ktorym mialam jechac. wszystko mu sie bylo pomieszalo i wjechal pod prad, o czym ja nie wiedzialam, bo bylo ciemno. ruchu na szczescie wielkiego nie bylo, tak wiec wystarczylo zjechanie na bok w inna ulice (rowniez pod prad) i nawrocenie. trzeba sobie czasem urozmaicic podroz do domu.
jesli chodzi o dzien - niech mnie dunder, jak tu ladnie!!! z okazji pieknej, slonecznej pogody (ponoc to ewenement w tym roku) zrobilsmy sobie wycieczke do mount reinier national park w celu obejrzenia czynnego wulkanu o tej samej nazwie (znak rozpoznawczy seattle).
widoki piekne - az trudno opisac. wielkie przestrzenie, mnostwo lasow, nieprawdopodobnie wysokich drzew, spiewajacych ptakow. miedzy drzewami wodospady, kaskady, punkty widokowe, a nad tym wszystko kroluje dumnie pokryty sniegiem wulkan. cos pieknego.
jak tylko bede mogla, wcisne tu zdjecia - tak bedzie najprosciej.
jutro dalszy ciag eksplorowania ziemi naszych amerykanskich braci, tak wiec zmykam pod koldre.
gudnajt
ps. po raz pierwszy w zyciu chodzilam dzisiaj w sandalach po kilkumetrowych (!) zaspach snieznych.

Brak komentarzy: