wypilam troche wody, umylam nogi, zmieniajac ich kolor z czarnego na w miare ludzki, spakowalam walizke i chyba klade sie spac. bateria do aparatu regeneruje swoje sily, mapy i przewodniki czekaja na ich uzycie - lejdys end dzentelmen, pora na alaske!
jutro rano jedziemy z dorota z seattle do vancouver (liczac na zero, powtarzam, zero problemow na granicy amerykansko-kanadyjskiej), gdzie o godz.12 rozpoczyna sie czek-in pasazerow statku norwegian sun relacji vancouver-alaska. planowy wyplyw - godz.17.

jesli sie uda, spotkamy sie w okolicach poludnia z lukaszem, ktory kolega jest moim jeszcze z czasow szkoly muzycznej opolskiej, a ktory jako pianista jazzowy na statku owym pracuje. internet na statku drogi jak fiks, ale postaram sie opisywac wszystko na biezaco, no i w koncu wkleic dawno obiecane zdjecia (ktorych jest juz niemalze 400...). mam nadzieje, ze wsrod opisow nie pojawi sie slowo 'choroba morska'.
dzisiejszy dzien - kolejnych wiele wrazen i oblednych miejsc. coprawda nie udalo sie zrealizowac planu w calosci (druga polowa po moim powrocie z alaski, co tak naprawde jest szczesliwym rozwiazaniem, bo pozwoli na dokladniejsza penetracje terenu:)), ale wycieczka byla to naprawde cudna.
wyjechalysmy z dorota z seattle ok.godz.10 rano. kierunek - roslyn. miasteczko to male, ciche, wyrwane w jakims sensie z kontekstu, zawieszone w czasie, oddalone od seattle o mniej wiecej 80 mil na wschod. pare sklepow, bar 'the brick', kawiarnia 'roslyn cafe', ktora



z tej skarpy pojechalysmy na inna skarpe, tym razem nad jeziorem cle elum. palila sie nam coprawda kontrolka paliwa, a o stacji benzynowej mozna bylo tylko pomarzyc, ale dojechalysmy na miejsce bez problemu, zaliczajac kazdy mozliwy rodzaj nawierzchni (asfalt, zwir, piasek, runo lesne). pojechalabym tam nawet, gdybym miala pchac ten nasz wehikul czasu - dla takiego widoku. olbrzymie (naprawde OLBRZYMIE) jezioro, jeszcze wieksze gory naokolo, mnostwo drzew i kompletna cisza. wdrapalysmy sie na skarpe i nie moglysmy oderwac od widoku oczu. po czyms takim naprawde coraz mniej chce sie wracac do cywilizacji.
w drodze powrotnej z roslyn do seattle plan A przewidywal odwiedzenie 'north bend' i 'snoqualmie falls' - miejsc znanych z 'twin peaks'. w zwiazku z pozna godzina (nie mam ZADNEGO

zrobila sie juz 2.24 i musze absolutnie sie polozyc. jutro dlugi dzien i kolejne podroze.
co by jednak nie mowic, jest tu pieknie. jak babcie kocham.
si ju sun
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz