sobota, 14 czerwca 2008

maria chan blaga o cierpliwosc

godz. 00.44
probuje ze wszystkich sil skonczyc opisywanie moskwy, ale ciagle brakuje czasu.
mili moi, blagam o wyrozumialosc. wiem z wiadomosci, ze czytacie te moje wypociny i, co zadziwiajace, chcecie wiecej i nie ukrywam, ze to bardzo mile. tak wiec - blagam o cierpliwosc i obiecuje, ze jutro nadleglosci zostana nadrobione.
wrocilam w tej chwili z katowic i musze sie chyba polozyc. odwiedzilam po drodze 83-letnia ciocie, ktora slyszac, ze dopiero co wrocilam z moskwy i reszty miejsc, a juz w najblizsza srode wylatuje do stanow pokiwala glowa i zrezygnowana stwierdzila - ty to jestes wiercipieta...
jutro zabieram sie porzadnie za przygotowania do wyjazdu. mapy, plany podrozy, bilety. dzisiaj udalo mi sie jedynie zakupic i wyposazyc apteczke.
gudnajt
ps. maria chan, to nic innego jak marysia. po japonsku.
ps.2. rozmawialam w poludnie z madmuazel trawiasta (madmuzael wie, jesli czyta, ze o nia chodzi:)) na temat realizowania marzen i towarzyszy podrozy. a i owszem, nie zawsze latwo
znalezc prawdziwie dobrych kompanow do podrozowania, ale kapitan trawiasta! niech szanowna nie rezygnuje z marzen tylko z tego powodu (choc wiem, ze tego nie robi). towarzysze zawsze sie jacys znajda, a z marzen rezygnowac - zbrodnia. jesli sie czegos bardzo chce, znajdzie sie sposob na realizacje. ze swojej strony moge tylko ostrzec - nalogu podrozowania chyba nie da sie pokonac... za tydzien bede na alasce, a w myslach juz kolejne podroze. i ciagle malo, malo, malo...
ps.3. dochodze do wniosku, ze chyba naprawde mam cos z indian (tylko po kim?). jak pisze cejrowski :
"biali lubia rozmawiac. w przeciwienstwie do indian, ktorych rozmowa meczy mniej wiecej w takim stopniu, jak nas przedluzajace sie milczenie."
nie jest to u mnie posuniete do tego stopnia, ze mam ochote strzelac przy okazji rozmowy, bo sama potrafie czasem paplac i paplac, ale ogolnie rzecz biorac zawsze wolalam sluchac niz mowic.
"czlowiek przez cale swoje zycie paple. i wygaduje tyle roznych bzdur... musze wziac przyklad z indian - mniej slow, a wiecej znaczacych dzwiekow, ktorych nie slychac. wiecej ciszy... ktora mowi.
sluchajcie ciszy...
uslyszycie madrosc.
odnajdziecie spokoj.
wlasciwy dystans do spraw,
ludzi i przedmiotow.
znajdziecie czas,
ktorego wam brakowalo.
sluchajcie ciszy.
i mowcie ciszej.
ciii...
sza! " (cejrowski)

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

nie wiem kim jest signorina trawiasta, ale wtrace moje trzy grosze: mysle, ze nie warto szukac towarzysza podrozy przed podroza, a zamiast tego ruszyc w nieznane - i spotkac towarzysza podrozy juz podczas samej podrozy. ostatnio spotkalem w samolocie niezwyklego czlowieka, oficera z brygady pancernej generala maczka - 85 lat na karku, a bystrosc umyslu do pozazdroszczenia... oczywiscie opowiedzial mi pokrotce swoj zyciorys i podroz minela niepostrzezenie. gdyby nie podroz - w zyciu bym nie poznal takiej osoby. a wiec: wszystkim podroznikom zycze tyle samo startow co ladowan i ciekawych znajomosci zawieranych na wszystkich kontynentach :)
yashka
(czyli rosyjskie zdrobnienie jakuba)

maria ołdak pisze...

napisales!:) mesje yashka, chodzi o towarzysza podrozy w przypadku destynacji typu kenia czy tajlandia. mozna probowac samemu podbijac te tereny, ale w przypadku plci pieknej (ekhem...) grozi to albo zwerbowaniem do burdelu albo chociazby mordem. sa miejsca, w ktore samemu lepiej nie jezdzic. choc zgadzam sie, ze w podrozy poznac mozna ludzi cudnych! jest tez opcja forum internetowych - ludzie poszukuja towarzyszy podrozy. nie kojarzyc z randka w ciemno:)