jakies dwadziescia minut temu dotarlam do domu, opilam sie soku i wody, zaraz wezme prysznic, nasmaruje sie kremem od stop do glow (na dworze upal, w zwiazku z czym pojawila sie na mnie

odwiedzilysmy dzisiaj z doris klub, w ktorym wystepowala nirvana, pearl jam i inne tuzy (mialam w planie kupno koszulki dla mojego wielkiego brata, ale bieda w sklepach, az piszczy) i muzeum 'music project', w ktorym obejrzec mozna glownie kolekcje gitar (od czasow powstania girary), specjalna wystawe poswiecona j.hendrixowi (ja fanka nie jestem, ale bylo to ciekawe - fragmenty gitar, ktore roztrzaskal na koncertach, dzienniki, etc.), a takze odwiedzic sale, w ktorej kazdy ma mozliwosc pograc na czym sie da, a nawet nagrac to wydarzenie artystyczne na plyte.
zaraz obok 'music project', znajduje sie science fiction museum, ktore rowniez zwiedzilysmy - historia filmu w zasadzie, a przy okazji wiele autentycznych eksponatow z diuny, terminatorow czy innych gwiezdnych wojen (byl rowniez jeden polski plakat!


ide spac. jutro kolejny dzien eksplorowania okolic.
ps. zapomnialam napisac, ze na alasce, w skagway, w ktorym mieszka ok.1800 osob spotkalam na ulicy trojke polakow typu fura, skora i komora. niebywale. polacy sa naprawde wszedzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz