godz. 14.10
glasgow, kafejka przy st vincent street.
za 20minut dalsza czesc proby. przegralismy juz dzisiaj chyba miliard koncertow wiolonczelowych c.p.e.bacha, a tu jeszcze drugi miliard przed nami.
pogoda piekna, choc zimno, ale co po tym, kiedy trzeba siedziec w pomieszczeniu, w ktorym dodatkowo jest tak ciemno, ze czuje sie jak kret.
jutro przenosimy sie do aberdeen - pierwszy koncert, a stamtad do inverness.
zapomnialam napisac, jakiego przedwczoraj w nocy najadlam sie strachu. po obejrzeniu zyliona odcinkow 'przystanku...' postanowilam w koncu oddac sie w objecia morfeusza. zostawilam w duzym pokoju zapalone swiatlo i poszlam do lazienki. w miedzyczasie uslyszalam w domu kroki, choc wiedzialam, ze pat jest na przyjeciu u sasiadow. wyszlam z lazienki, w mieszkaniu nikogo nie bylo, ale nagle zdalam sobie sprawe, ze swiatlo w duzym pokoju juz sie nie pali, a drzwi do wszystkich pokoi sa pootwierane. gdyby ktos zmierzyl mi wtedy cisnienie, rozsadziloby cisnieniomierz. stan przedzawalowy, to malo powiedziane. sprawdzilam po cichu cale mieszkanie, ani sladu nikogo. wrocilam wiec do pokoju prawie sprintem i zaszylam sie pod koldra. do tej pory nie wiem, co to wszystko mialo znaczyc (poza moja postepujaca choroba psychiczna), ale oby sie wiecej nie powtorzylo. a na pewno nie tu, w glasgow, miescie morderstw.
brrr.....
lece na probe
poniedziałek, 14 kwietnia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz