gdyby nie moja odwieczna sklonnosc do NIE nudzenia sie, bylabym teraz w drodze powrotnej z dundee do glasgow w celu odespania kilku nocy w halasliwych hotelach. jako ze jednak na miejscu usiedziec nie umiem, jestem ... w synt endrius z wizyta u kochanego MarJana z Emilem.
z dundee do synt autobusem podroz raptem trzydziestominutowa, wiec odmowic sobie tej przyjemnosci nie moglam za zadne skarby. jutro prosto z synt udam sie na koncert do erebere (czyli edynburga) - taki jest plan, a jak wiadomo plany sa po to, zeby je zmieniac:) (choc w przypadku trasy koncertowej i umowy jest to utrudnione...)
przerywam na chwile - na stole pojawily sie powitalne, niebiansko pachnace racuchy z jablkami.
...
jestem z powrotem. godz. 1.26. racuchy wysmienite, najadlam sie jak bak, a do tego opijam pysznego koktajlu z owocow (ob)lesnych. zrobilo sie pozno, ale wytlumaczenie juz w drodze. otoz postanowilam ponownie podejsc do zagadnienia 'scottish tablets' i tym razem pomyslnie wszystko przyrzadzic. jaki bedzie efekt, trzeba poczekac kilka godzin, ale oby wyszlo. oby wyszlo.
jako ze 'tablets' sa z przepisu stewarta, naszego kochanego kierowcy autobusu (od ktorego dostalam wczoraj w prezencie puszke mleka skondensowanego), ktory to stewart dyktowal mi dzisiaj przepis przez telefon, prowadzac, caly zespol wie juz, ze probuje to cudo przyrzadzic - presja!!!
jesli chodzi o trase, jest bardzo przyjemnie. bylo troche chwil slabosci, troche zmeczenia, ale to juz chyba przeszlosc. przedwczoraj gralismy w aberdeen (miasto granitu), wczoraj w inverness (stolica regionu 'highlands'), a dzisiaj w dundee. jutro natomiast edynburg, pojutrze glasgow, popojutrze perth. popopojutrze natomiast caly dzien spedzamy na nagrywaniu plyty z wiolonczelista rafaelem wallfischem, z ktorym to teraz wlasnie jestesmy w trasie koncertowej.
szkocja jak zwykle przepiekna. z uwagi na wiosne na polanach roi sie od owiec z malymi, koni w plaszczach przeciwdeszczowych z biegajacymi naokolo zrebakami. przy okazji slonca mozna sie tez natknac na niezwykle uroczo opalajace sie swinie, ktore czesto zasypiaja przy jedzeniu. lub tez W jedzeniu. do tego wszystkiego woda lub tez osniezone gory, niekonczace sie pola kwitnacych zonkili, laki, lasy. nie wyobrazam sobie, zeby mozna bylo tu byc nieszczesliwym.
z uwagi na brak komputera nie jestem w stanie ogladac 'przystanku alaska', ale jeszcze zyje. moze wlasnie dzieki brakowi komputera skonczylam 'taka piekna zalobe' hrabala i zabieram sie za najnowsze dzielo olgi tokarczuk.
w dziale muzyki aktualnie na szczycie listy przebojow dwie plyty, ktore zakupilam wczoraj podczas wizyty w jak zwykle urokliwej restauracji 'boogie woogie' w keith. nagrania z lat 20tych, 30tych i 40tych. cuda, cudenka.
niedlugo na liscie przebojow znajdzie sie zapewne ponownie sigur-ros, z ktorym to zespolem bede, jak sie okazalo trzy dni temu (w zwiazku z czym musialam zakupic bilet lotniczy do londynu, pomimo posiadania juz biletu na pociag...) pracowac przy teledysku zaraz po powrocie do londynu za dni pare.
zrobilo sie pozno, wiec czas na ewakuacje.
słit driims.
ps. na zdjeciu jestem ja. jak widac tutejsze powietrze bardzo dobrze wplywa na moja cere.
ps.2. jak to juz sie utarlo w synt, nadrabiam zaleglosci pt. 'co w kulturze'. otoz w kulturze dzieje sie wiele, a juz na pewno warto zaznajomic sie z tworczoscia uroczej pani o pseudonimie 'WING'. polecam goraco. niewskazane dla kobiet w zaawansowanej ciazy - nadmiar smiechu moze spowodowac przedwczesny porod.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz