piątek, 16 maja 2008

huuuurrrraaaaaaaaaaaaaa!!!!!!!

godz. 0.01
na dworze deszczowo, ale nijak sie to ma do stanu mojego ducha. odebralam wlasnie maila (czytalam przynajmniej dziesiec razy, zeby sie upewnic!) od kochanego szkockiego MarJana. spelnia sie oto jedno z moich marzen- zostane matka chrzestna! i to matka chrzestna nie ot tak poprostu, a dla Emila Scotta, ktory juz niedlugo zasili nasze szeregi. cudownie :)
smieje sie tak wlasnie do ekranu w holu hotelu santemar w santander, gdzie bede jeszcze przez pare godzin (i gdzie mam nadzieje odespac noc poprzednia). godzine temu zagralismy koncert pod dyr. 'szefa', czyli daniele gatti. koncert troche meczacy z powodu upalu na sali, ale skoro pisze, to znaczy, ze przezylam.
jutro rano wylatujemy do madrytu, gdzie gramy kolejny koncert, bagatela, o godz.22.30.
samo santander ladne, malowniczo polozone nad morzem. w centrum - waskie uliczki, slodkie kafejki, malenkie sklepiki. w porcie - masa zaglowek i innych jachtow. ogolny klimat miejsca zdecydowanie nadmorski. jest to, nota bene, jak sie dowiedzialam, miasto o olbrzymim zapleczu gotowki, do ktorego przyjezdzaja glownie starsi ludzie w celu jeszcze wiekszego zestarzenia sie. hiszpanska emerytura.
na obiad zjadlam w przyplazowej restauracji 'rio sardinero' troche osmiornicy i kalmarow + obrzydliwa salatke ze zmietolonej lekko marynowanej papryki, na ktora rzuconych bylo pare anchovis. liczylam na salate zielona, ale sie ewidentnie przeliczylam. w ramach eksplorowania kuchni hiszpanskiej zjadlam tez kanapke z tunczykiem, szynka i jajkiem i wciaz sie dziwie, ze przyzylam to wydarzenie kulinarne.
hiszpanska kuchnia i ogolnie hiszpania (lacznie z jezykiem) nigdy nie nalezala do moich najulubienszych.
co jednak trzeba przyznac, owoce maja pyszne i tanie - za raptem 3 euro kupilam olbrzymia siatke, pelna czeresni (pierwsze moje w tym roku i pierwsze w zyciu nie-polskie!), moreli, brzoskwin i nektarynek, i spalaszowalam wszystko za jednym podejsciem (po czym nastapil niemalze zgon z przejedzenia). jutro zdecydowanie uskutecznie to samo.
komputer pokazuje, ze za 4minuty konczy mi sie internet, tak wiec bede sie zbierac. odrobina snu nie zaszkodzi (jesli tylko uda mi sie zasnac z powodu radosci!).
do milego napisania i poczytania (jesli ktokolwiek to kiedykolwiek czyta).

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ja właśnie przeczytałam. Fascynujące. Pamiętam małą Marysię ze szkolnej ławki, a tu proszę, proszę. Mija kilkanaście lat i kogo widzimy?