na dworze deszczowo, ale nijak sie to ma do stanu mojego ducha. odebralam wlasnie maila (czytalam przynajmniej dziesiec razy, zeby sie upewnic!) od kochanego szkockiego MarJana. spelnia sie oto jedno z moich marzen- zostane matka chrzestna! i to matka chrzestna nie ot tak poprostu, a dla Emila Scotta, ktory juz niedlugo zasili nasze szeregi. cudownie :)
smieje sie tak wlasnie do ekranu w holu hotelu santemar w santander, gdzie bede jeszcze przez pare godzin (i gdzie mam nadzieje odespac noc poprzednia). godzine temu zagralismy koncert pod dyr. 'szefa', czyli daniele gatti. koncert troche meczacy z powodu upalu na sali, ale skoro pisze, to znaczy, ze przezylam.
jutro rano wylatujemy do madrytu, gdzie gramy kolejny koncert, bagatela, o godz.22.30.
samo santander ladne, malowniczo polozone nad morzem. w centrum - waskie uliczki, slodkie kafejki, malenkie sklepiki. w porcie - masa zaglowek i innych jachtow. ogolny klimat miejsca zdecydowanie nadmorski. jest to, nota bene, jak sie dowiedzialam, miasto o olbrzymim zapleczu gotowki, do ktorego przyjezdzaja glownie starsi ludzie w celu jeszcze wiekszego zestarzenia sie. hiszpanska emerytura.
na obiad zjadlam w przyplazowej restauracji 'rio sardinero' troche osmiornicy i kalmarow + obrzydliwa salatke ze zmietolonej lekko marynowanej papryki, na ktora rzuconych bylo pare anchovis. liczylam na salate zielona, ale sie ewidentnie przeliczylam. w ramach eksplorowania kuchni hiszpanskiej zjadlam tez kanapke z tunczykiem, szynka i jajkiem i wciaz sie dziwie, ze przyzylam to wydarzenie kulinarne.
hiszpanska kuchnia i ogolnie hiszpania (lacznie z jezykiem) nigdy nie nalezala do moich najulubienszych.
co jednak trzeba przyznac, owoce maja pyszne i tanie - za raptem 3 euro kupilam olbrzymia siatke, pelna czeresni (pierwsze moje w tym roku i pierwsze w zyciu nie-polskie!), moreli, brzoskwin i nektarynek, i spalaszowalam wszystko za jednym podejsciem (po czym nastapil niemalze zgon z przejedzenia). jutro zdecydowanie uskutecznie to samo.
komputer pokazuje, ze za 4minuty konczy mi sie internet, tak wiec bede sie zbierac. odrobina snu nie zaszkodzi (jesli tylko uda mi sie zasnac z powodu radosci!).
do milego napisania i poczytania (jesli ktokolwiek to kiedykolwiek czyta).
1 komentarz:
Ja właśnie przeczytałam. Fascynujące. Pamiętam małą Marysię ze szkolnej ławki, a tu proszę, proszę. Mija kilkanaście lat i kogo widzimy?
Prześlij komentarz