wtorek, 20 maja 2008

bilet w garsci

... no moze nie w garsci, a w mailu.
godzina pozna (0.02), jestem lekko zmeczona, ale pomimo to bardzo usmiechnieta.
bilet lotniczy do stanow zakupiony, rejs na alaske zarezerwowany. jade! lece! plyne! :)
wylot do seattle 18go czerwca, powrot 9go lipca. zapowiada sie malo snu przez ten czas, ale za to duzo wycieczek, koncertow, kolacji z widokiem na lodowiec i innych nudnych atrakcji:). moglabym PODROZOWAC cale zycie, jak slowo daje.
[nie mam na mysli meczacych jednodniowych podrozy na koncerty, a PODROZE pelna geba].
jesli chodzi o dzien dzisiejszy, uczylam od rana, po czym pojechalam z wizyta do hemel hempstead, skad wrocilam od przyjaciol (rodzicow amelki, o ktorej urodzinach krzyczalam na blogu dwa miesiace temu) calkiem niedawno. przy okazji wizyty upieklam pierwszy w zyciu shepherds pie i przyznaje bez bicia, ze calkiem byl nawet zjadliwy.
doslownie przed chwila przesadzilam natomiast dwie kuchenne roslinki jona, ktore wychodzily juz o wlasnych silach z za malych doniczek, ryczac o pomoc.
czas na sen. a przed snem kilka stron 'gringo w krainie dzikich' cejrowskiego. czy ktos lubi czy nie lubi, interesuje sie czy sie nie interesuje indianami - polecam.
gudnajt

Brak komentarzy: