wtorek, 6 maja 2008

cudze chwalicie, swojego nie znacie

godz. 23.15
dzieki skajpowej pomocy kolegi ze szkolnej lawki, doktora szymona zainstalowalam na komputerze program winamp i slucham wlasnie radia 'folk alley'. sentymentalne gnioty z domieszka kantry. raj dla hrabinich uszu.
do domu wrocilam przed chwila, w zwiazku z wizyta u babci i jej siostry, a wczesniej u ciotki, u ktorej obejrzalam pokazna kolekcje zdjec z wyprawy do indii, buthanu i okolic. nigdy osobiscie nie ciagnelo mnie w tamte rejony (choc chcialabym zobaczyc np. chiny i tajlandie), co nie zmienia faktu, ze niesamowite musi byc, zobaczyc to wszystko na wlasne oczy. bieda i bogactwo, zatrzesienie ludzi, gdzie sie nie spojrzec - wszystkie kolory swiata. do tego himalaje. i kompletnie inna kultura. swiat jest niesamowity, a 'moja' alaska w porownaniu z indiami - inna planeta :).
kupilam popoludniu ksiazke w.cejrowskiego pt. 'gringo wsrod dzikich plemion', ale nie z tej ksiazki bedzie dzisiaj cytat. dzisiaj witamy na blogu jaroslawa iwaszkiewicza we fragmencie 'podrozy do polski':

"w wagonie duszno. niechetnie podnosze rozklekotana rytmicznym turkotem glowe. w promieniu - ledwie iz go kawalek widze przez rozrzewnione powieki - trzepia sie przelotne pylki. i duszno wciaz, nie moge oddychac.
wszystko - wlosy, powieki, serce - zdaje sie zakurzone calonocna droga. na pol jeszcze snem napelniona tesknota gna do okna. spojrzec na dworze rozesmiane. i oto, nim jeszcze potrafie rame okienna - szerokie to jak lustro hetery - odciagnac ku dolowi, to co biegnie za oknami, zdaje sie jakims gronem zielono ubranych dzieciakow. wzgorki - moze o tym pisalo pismo swiete? - plasaja radosnie, a zielona sa jak .... na, do czego to porownac to, co samo juz jest najsmielsza metafora?
a potem wpada przez okno (wraz ze wzmozonym tetentem tetna pociagu) wiew, majacy cos w sobie z lodu, z alkoholu, z zieleni i z krysztalowej przejrzystosci. tylko ze mieszanina ta nie upaja jak alkohol, oszalamia raczej jak piosenka wzruszajaco prosta.
bo sa takie momenty: pare nut nagle uderza do glowy, zawraca ja, wzbudza wszystko minione, najskomplikowansze dzwieki i alkohole i nagle krystalizuje sie, jak zycie cale, w dwoch smiesznych kroplach, zawieszonych na rzesach. to samo pierwszych pare powiewow powietrza podhalanskiego.
wychylam sie z okna i oto: jest ten wal siny, wieczny, wzruszajacy swa dobrotliwa powaga. juz sa one, gory, tatry, najpiekniejsze na swiecie. a pociag zwalnia, sapie, weszy, a brzegiem drogi biegna jakies barwne platki: nie rozpoznasz, czy to jastruny kwitna, poziomki dojrzewaja, czy goralskie dzieci machaja zielonymi witkami."

jaka ta nasza polska piekna! uderzam patriotycznie, ale ile razy tu przyjezdzam, tyle razy tak wlasnie mysle. marza mi sie tatry i mazury, oby jak najszybciej.


ps. na zdjeciu od lewej: a.iwaszkiewiczowa, k.szymanowski, j.iwaszkiewicz, witkacy, mierczynski, j.mieczyslawski w zakopanem u karpowicza na werandzie, wrzesien 1922

Brak komentarzy: