godz. 10.06
duzo dzwiekow naokolo - za oknem spiewaja ptaki, przejezdzaja okazjonalne samochody, a u mnie w brzuchu burczy juz niemalze orkiestra. czas na prysznic i brekfest.
wczoraj nie pisalam, bo mi sie poprostu nie chcialo. szczerosc jest w cenie.
wyjechalysmy z doris z seattle ok.12, wrocilysmy ok.23.
glowny punkt wczorajszego programu - twin peaks, czyli w rzeczywistosci north bend i snoqualmie. na dobry poczatek odwiedzilysmy wodospady snoqualmie falls (znany widok w serialu) i mala sklepiko-galerie, prowadzona przez

jednego z czlonkow ginacego plemienia snoqualmie (kupilam plyte z muzyka regionalna - ciekawa, choc dziwna) a pozniej, dzieki pomocy pani z informacji turystycznej w north bend, ktora dala nam mape i zaznaczyla na niej co trzeba, odwiedzilysmy reszte miejsc serialowych - roadhouse, motel, szkole i inne mosty. na koniec pare zdjec w miejscu, gdzie stal slynny znak 'twin peaks, population....' (oczywiscie juz go tam nie ma, bo to czysta fikcja, choc szkoda...) i powrot do seattle. obiad (a w zasadzie kolacje) zafundowalysmy sobie meksykanski, po czym nastapil maly szoping i tyle z dzisiaj. z ciekawostek - rano podczas testu wyszlo mi, ze wiek mojego mozgu, to, bagatela, 80 lat. jak to sie czlowiek moze szybko posunac z wiekiem...
ps. przestalam sie juz ludzic, ze uda mi sie tutaj wklejac zdjecia - wyglada na to, ze pojawia sie po moim powrocie.
1 komentarz:
the owls are not what they seem
Prześlij komentarz