godz. 13.56
za pol godziny wyjezdzamy na nastepny koncert - dzisiaj w perth.
dwa dni temu gralismy w glasgow - koncert niezbyt udany z powodu nowego (tymczasowego) koncertmistrza, ktory kompletnie sie zagubil, mylil wejscia, klanial sie nie wtedy, co trzeba, a co najgorsze - takie dawal znaki, ze pierwszy utwor musielismy zaczynac dwa razy z powodu zbaranienia wszystkich czlonkow zespolu. to sie nazywa talent do prowadzenia grupy.
wczorajszy koncert w edynburgu o wiele lepszy - wszyscy dali koncertmistrzowi ( jest mniej wiecej dwa raz starszy ode mnie.... ) lekcje, co nalezy robic kiedy (absurd!!!), wiec nie moglo byc gorzej niz w glasgow.
jesli chodzi o edgara, jesli niesamowity. gra przepieknie, a do tego jest naprawde 'czlowiekiem' - bardzo mily to tydzien.
ja wciaz walcze z przeziebieniem. temperatura spadla na szczescie i jestem juz w stanie grac na stojaco, ale nie jest to wcale sytuacja idealna - granie z potwornym katarem wiaze sie z zerowa niemalze slyszalnoscia, a rowniez koniecznoscia schodzenia ze sceny co rusz w celu wytarcia nosa i napicia sie wody. zycie muzyka uslane jest rozami.
sobota, 15 marca 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
marys, dawno nie zagladalem na twojego bloga (od czasu amerykanskiego tournee), ale widze, ze nie proznujesz. trzymaj sie cieplo i obys jak najpredzej pozbyla sie tego wirusa. caluje mocno, klubla
Prześlij komentarz