i znow lata swietlne od ostatniej tutaj wizyty... ale nie bylo jakos okazji do pisania. moze troche z lenistwa, a moze z nadmiaru wydarzen ogolnych. wyjazdow sie po drodze pare napatoczylo, ale raczej 'sluzbowych', czyli zero zwiedzania, zero czasu wolnego i zero snu.
jestem w kazdym razie znow w podrozy. miejsce i powod: ciag dalszy 'hrabiny w hamerykie' - wizyta w huntington beach u Cioci Bo, a pozniej wielki kanion colorado.
walizka wypchana kampingowymi niezbednosciami, w zwiazku z czym absolutne minimum ubraniowe - zacznie sie pewnie to wszystko na mnie rozkladac po paru dniach, ale jak wakacje, to wakacje.
jest godz.7.14 rano czasu lokalnego, czyli chyba 16.14 w polsce. pomimo kuracji melatoninowej postawilo mnie dzisiaj na nogi ok.6 rano, ale czuje, na cale boze szczescie, ze to tylko chwilowy przyplyw energii.
czy ktos moglby w koncu zbudowac maszyne teleportujaca, poprosze?
uwielbiam podroze, ale sam moment przemieszczania sie (tak, moment.... 6h autokarem z opola do warszawy, a pozniej samolotem 2h do monachium i kolejnych 12h do los angeles) graniczy czesto z koszmarem. oczy wyskakiwaly mi juz wczoraj ze zmeczenia, ale nie moglam zasnac, wiec probowalam znokautowac sie filmami (slumdog millionaire, jakis romantyczny gniot z dastinem hoffmanem, he's just not that into you i kawalek 'bolta'). do tego wlaczyl mi sie katar z powodu klimatyzacji, jelita skrecily sie w kokardke od siedzenia, a na dodatek pomimo rezerwowania miejsca przy przejsciu wyladowalam na fotelu w srodku samolotu, wcisnieta miedzy fanatyka religijnego i kowboja, dzieki stiuardesie, ktora uderzyla w moj slaby punkt i spytala, czy bylabym tak mila i mogla odstapic swoje miejsce matce z dzieckiem. ze tez to zawsze ja wygrywam takie losy na loterii... :)
zastanawialam sie wczoraj dosc dlugo i - swiat naprawde jest maly, coraz mniejszy, a moje pokolenie w wielu kwestiach pokoleniem szczesciarzy, w porownaniu z poprzednimi. nie mowie, ze podoba mi sie, w ktora strone idzie swiat (hrabina w wielu kwiestiach staroswiecka), ale mozliwosc swobodnego podrozowania i wynikajace z tego poczucie wolnosci, to na pewno duzy plus. byle tylko nie stalo sie to banalem, codziennoscia i nie przestalo cieszyc.
ide dalej spac.
środa, 17 czerwca 2009
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
1 komentarz:
co slychac w huntington beach?
Prześlij komentarz