poniedziałek, 6 października 2008

szeroko otwarte ramiona tajwanu

taipei, godz. 23.34
jestem na tajwanie raptem od paru godzin i chociaz nie widzialam prawie nic - jak tu inaczej, przyjemniej!
nie wiem, co sprawia, ze te wszystkie miasta sprawiaja wrazenie naprawde brudnych, biednych, chaotycznych, zapomnianych, ale w taipei pomimo to czuc zycie (podobnie jak w szanghaju). porownujac z macau - niebo a ziemia.
moze i jest tu biednie, ale ludzko, realnie, zyciowo. ludzie nieprzytomnie usmiechnieci, otwarci, oferuja pomoc na kazdym kroku, tlumacza, co gdzie i jak.
ucielam sobie popoludniowa drzemke, po czym poszlam do centrum na kolacje - pyszna lokalna ryba + japonskie ciastko wygladajace dosc osobliwie, bo jak ludzki zad. zeby bylo ciekawiej, udekorowane toto lisciem. po kolacji podjechalam metrem do longshan temple (swiatynia) i pokrecilam sie po okolicy, glownie zeby znalezc snake's alley - snake's market. mialam w planach zjesc cos egzotycznego, ale przyznaje sie bez bicia - nie starczylo mi odwagi. taipei slynie ponoc z nocnych marketow i faktycznie jest to interesujace (pierwszy raz widzialam pudla w dzinsach i pulowerze), ale smrodu nie jestem w stanie opisac. nie mowiac o tym, co sie tam je. podroby lubie - serca, zoladki, nerki, watrobki, a owszem, ale nie wiem, co bylo tutaj na straganach i chyba nie chce wiedziec. rarytasy! ;) wszystko czeka na usmazenie, ugotowanie. nic jednak nie pobije ogromnych slojow z piklowanymi wezami i piklowanymi myszami. smacznego.
ps. skonczylam autobiografie harpo marxa i jest juz w polowie biografii heatha ledgera. czytam, czytam i nadziwic sie nie moge, jakie podobienstwo z moim stosunkiem do pracy i nie pracy.

1 komentarz:

Dominika Starańska pisze...

Świetnie napisane. Pozdrawiam serdecznie.