poniedziałek, 6 października 2008

pozegnanie z chinami

godz. 12.25
siedze w samolocie, zaraz odlatujemy z hong kongu do taipei. spalam dzisiaj mniej wiecej 3,5 godziny, a do tego wzielam dwa aviomariny, wiec ledwie trzymam sie na nogach. wczorajszy dzien w macau sredniej jakosci - parenascie godzin solidnego deszczu i wiatru dalo sie we znaki. zwlaszcza na 15tym pietrze hotelu. wstalam ok.9.30, zjadlam sniadanie w towarzystwie dwoch podejrzanych chinskich typow, zajmujacych sie glowie odchrzakiwaniem kataru, dlubaniem w zebach i paleniem papierosow, po czym wrocilam do pokoju i ... obudzilam sie znow ok.13. prysznic, spacer krotki po miescie (stosy smieci, ulotek, specyficzny zapach powietrza; ciekawa sprawa - kilkudziesieciopietrowe szklane, wybitnie wspolczesne wiezowce powstaja przy uzyciu rusztowan z bambusa), wizyta w supermarkecie (cukierki wodorostowe) i jeszcze chwila snu. wieczorem koncert, a po koncercie wizyta w kantorze i aptece (chinskie leki przeciw chorobie lokomocyjnej; nota bene ponad 60% lekow w chinach, to lipa, oszustwo), pakowanie i spac. o 6 rano wyjazd z hotelu, podroz wodnym odrzutowcem z macau do hong kongu, sniadanie na lotnisku, za chwile lot.
tajfun mial uderzyc wczoraj i szczerze mowiac wiekszego deszczu i wiatru niz wczoraj nie widzialam jak zyje. bylo to jednak tylko preludium, a sam tajfun oslabl gdzies po drodze, wiec udalo nam sie nie utknac w macau. alleluja.
podsumawujac: chiny ciekawe i drogie. ciekawe wizualnie, nieciekawe socjalnie i systemowo. ceny czesto wyzsze niz w londynie, co jest imponujace. ludzie nieuprzejmi, glosni. na ulicach brod, smrod i bieda wymieszana ze wspolczesnoscia (innego rodzaju mix niz np. w rosji, gdzie zloto kapie z budynkow; tutaj jest to raczej technika i modernizacja, futurystyczne budowle). jedzenie srednie jak na azje (potwornie duzo tluszczu), woda nie nadajaca sie do niczego. prawie kompletny brak zieleni w miastach, w ktorych widzialam. wilgotnosc powietrza powalajaca. bardzo ciekawie zobaczyc to wszystko na wlasne oczy, ale naprawde jest to inna planeta.

Brak komentarzy: