po miesiacu spedzonym w ojczyznie przyszedl czas na angielski raj.
za oknem szaro buro i ponuro, a zeby jeszcze uprzyjemnic okolicznosci, leze w lozku, jedzac sucharki, pijac miete. kochany zoladek.
udalo mi sie dzisiaj przyleciec do anglii, odstawic do domu bagaze, doczolgac na poczte i do banku, a co najwazniejsze - nabyc droga kupna film, wyjasniajacy obsluge aparatu nikon d40x.
nadzieja matka glupich - wciaz wierze, ze kiedys uda mi sie zapamietac cokolwiek na temat przeslony i czasu naswietlania... :)
na ulicach straszny brud. jak widac polacy i murzyni sa jeszcze na urlopach, bo nie ma komu sprzatac. walajacych sie gazet, ulotek, kubkow po kawach i innych smieci wszedzie na tony.
tlok, halas, ciezkie powietrze. slabo sie robi na sam widok.
moge i lubie tu przyjezdzac, jesli wiem, ze jestem na chwile, przejazdem. a juz najlepiej, jesli jest akurat wiosna i piekny sloneczny dzien. utopia:)
w poniedzialek wylatuje na miesiac do stanow. ciezka praca, duzo jezdzenia i koncertow, ale ciesze sie, ze lece. wiekszosc map zakupiona, filmy na dvd przygotowane, aparat fotograficzny czeka z niecierpliwoscia.
bycie 'w drodze' ma w sobie urok zupelnie nie do podrobienia ani opisania.
a tymczasem - zdjecie z londynu z 7.09.07.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz